Kilka dni przed Świętami w jednej z podwarszawskich wsi pojawił się młody ok. półtoraroczny pies. Najpewniej został wyrzucony jak śmieć, przy okazji świątecznych porządków. To dość częste zjawisko, zwłaszcza kilka dni przed kolacją, podczas której mamy dzielić się opłatkiem.
Pies biegał od domu do domu. Przeganiany jak intruz, ostatecznie znalazł schronienie pod bramą dobrych ludzi. Dobrzy ludzie zrobili mu posłanie, dokarmiali i pomagali tyle, ile mogli. Niestety - rodzice dziewczyny, do której psiak się przybłąkał, nie mogli wpuścić go do środka. W domu są już trzy psy, które zachowywały się bardzo agresywnie w stosunku do przybłędy. Zamieszkał więc na zewnątrz, przy bramie.
Piesek lubił się przytulać, był bardzo przyjaźnie nastawiony do ludzi, którym w końcu kiedyś zaufał. Początkowo zachowywał się z dystansem, ale trwało to krótko. W zamian za jedzenie i pieszczoty odwdzięczał się tym, czym potrafił - bezinteresowną, psią miłością.
Młoda dziewczyna, która opiekowała się psem, nie tylko go dokarmiała, ale próbowała przywrócić do normalnego życia. Wychodziła z nim m.in. na spacery. Podczas jednej z takich wędrówek, późnym wieczorem trafiła na grupę pijanych nastolatków. Podpitym pies się nie spodobał. Odgrażali się by "zabrała się z tym znajdą", bo inaczej "potraktują go petardami lub wysadzą".
Właściwie nie wiadomo co było dalej. Nie wiadomo kto to zrobił. I dlaczego. Wiadomo za to, że następnego dnia po "groźbach", ktoś wyczekał moment, kiedy nikogo nie było przy psie i perfidnie, z zimną krwią, bez żadnej przyczyny okaleczył biedne stworzenie.
Gdy właściciele posesji go znaleźli, siedział bez ruchu. Nie piszczał. Nie skomlał. Nawet nie drgnął. Tylko jego oko stanowiło jedną wielką krwawą masę wystającą z oczodołu.
Natychmiast zabrany został do weterynarza. Lekarz usunął resztki tego, co zostało z oka i opatrzył ranę. Zszył też kilka innych krwawych dziur na szyi psiaka. Zwierzę było otępiałe z bólu, a jednak dało lekarzowi zrobić przy sobie wszystko. Weterynarz stwierdził, że psu najprawdopodobniej wydłubano oko tępym narzędziem. Mogło też wypłynąć na skutek silnych uderzeń.
ŹRÓDŁO i reszta tej historii
Okaleczenia nikt na policji nie zgłosił. Dlaczego? Nikt nie złapał sprawcy za rękę, nie było żadnych dowodów. Dodatkowo dziewczyna, która zajmowała się psem, po prostu boi się zemsty za zgłoszenie.